piątek, 30 sierpnia 2013

Na jakie zwierzę domowe się zdecydować? Oto jest pytanie. A może kot?

Każdy ma prawo do swojego pupila, ale nie każdy marzy o tym samym zwierzaku… I tak w moim domu pojawił się najpierw kot… czarny kot.

Nie wiem dlaczego ludzie wierzą w przesądy nt. czarnych kotów. Wszak to zwierzęta takie jak każde inne. My też nie mamy przecież jednakowej karnacji skóry…
Akurat u kuzyna do wydania było trochę kociąt… a u nas grasowały myszki w domu i szczury na podwórku.
To pozostałości po poprzednich lokatorach, których pasją była hodowla gołębi. A jak gołębnik, gołębie i jajka to i szczury nieuniknione…
Co prawda wyprowadzając się poprzedni właściciele zabrali ze sobą gołębie, ale jak wiadomo – gołębie lubią wracać na stare włości – i tak niebawem na naszym dachu zaczęła znów gruchać para gołębi.
Jest jajko! Krzyczały podekscytowane dzieci wychodząc z gołębnika. Taaak było jako i ze trzy szczury, czmychające każdy w inną dziurę na mój widok.
Żona powiedziała dość! I rozwaliła gołębnik… Gołębie odleciały, a w naszym domu pojawił się mały kotek.
Zamówiony szary okazał się kocicą, dlatego wybór padł na czarnego – ostatniego „chłopaka” z miotu.
TUTEK -pierwszy kot w naszej rodzinie – od razu przypadł do gustu synowi – najmłodszemu z domowników.
Szybko się zadomowił i zrobił rozróbę z myszkami. Szczury też się wyniosły…
O dziwo Tutek nie chodził własnymi drogami, lecz przy nodze niczym pies. Do dziś pamiętam jak śmiałem się z żony, kiedy wołała (z progu drzwi) kota spacerującego właśnie po tarasie u sąsiada. – Gdzie ci kot przyjdzie – naśmiewałem się, widać, że nie miałaś nigdy kota. Zanim jednak skończyłem to zdanie – kot był już obok nas. I tak było zawsze.


Lubił spać w wózku dla lalek, lub wskakiwać żonie na kolana. Był łowny i zawsze, nawet jeśli spacerował po dworze - wracał na noc.
Wystarczyło zawołać Tutek i zaraz był.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz